Search engine
Number of items: 62
Budynki Egzotarium zlokalizowane są na terenie parku miejskiego im. Leona Kruczkowskiego, na wydzielonym i ogrodzonym terenie (o powierzchni 3120 metrów kwadratowych), z widoczną z daleka szklarnią palmiarni. Obiekt powstał w latach 50. XX w. z inicjatywy ówczesnego dyrektora Zieleni Miejskiej – Stanisława Romika. Nazwa „Egzotarium” miała przyciągnąć mieszkańców i turystów do tego urokliwego miejsca. Podziwiano wówczas dwa działy: akwarium z 60 zbiornikami i największą w Polsce kolekcją ryb i roślin akwariowych oraz palmiarnię, którą utworzono dzięki roślinom pochodzącym z darów z innych polskich palmiarni. Obecnie część botaniczna Egzotarium, która obejmuje ponad 80 gatunków roślin z różnych części świata, uporządkowana jest pod względem klimatu, w jakim występują w środowisku naturalnym (formacje pustynne, półpustynne, tropiki amerykańskie, azjatyckie, formacje ciepłego klimatu śródziemnomorskiego, wysp oceanicznych i inne). Szczególnie interesujące są sukulenty: łodygowe i liściowe (np. 40-letnia agawa). Dzięki sprzyjającym warunkom rośliny klimatu gorącego i wilgotnego (m.in. palmy, banany, figowce, araukarie, filodendrony, bambus oraz figa jadalna) osiągnęły prawie naturalne rozmiary. Jest tu też spora kolekcja roślin strefy dżunglowej: liczne storczyki, alokazje, aspidistry. Nadal godne uwagi pozostają rośliny akwariów. Ekspozycję zwierząt w Egzotarium tworzą: ryby (około 70 gatunków słodkowodnych, z licznymi pielęgnicami), kilka gatunków płazów, gady (około 20 gatunków, a między innymi: węże, dwa kajmany okularowe , jaszczurki oraz żółwie), ptaki (głównie papugi i ziarnojady) oraz ssaki (liczne gatunki gryzoni i dwa gatunki naczelnych – małpa kapucynka i koczkodan zielony). Dodatkowo, w szklanych gablotach, wyeksponowano grupę oceanicznych stawonogów (np. kraby, langusty), szkarłupni (np. jeżowce, rozgwiazdy), niektórych ryb oceanicznych (np. ryba młot, ryba piła), a także koralowców.
Północne podnóża Beskidu Śląskiego, opadające w dolinę Białej, już w XIX wieku stały się miejscem rekreacji mieszczan z Bielska i Białej. W tereny te, należące długo do Mikuszowic Śląskich, prowadziła ul. Blichowa - dzisiejsza wielopasmowa ul. Partyzantów. Z czasem na Błoniach i w sąsiednim Cygańskim Lesie wyrosły urządzenia sportowe i rekreacyjne - letnie i zimowe. Na kilkuhektarowej polanie wytyczono sieć alejek spacerowych z ławkami. Z myślą o najmłodszych otwarto bogaty w piaskownice, huśtawki i zjeżdżalnie, duży plac zabaw. Aktywnemu spędzaniu czasu służą boiska sportowe, skate-park, miasteczko rowerowe czy rozbudowane pole do minigolfa. Kiedyś stał tutaj amfiteatr, ale i obecnie, w tak zwanym sezonie, odbywają się na Błoniach koncerty, festyny czy pokazy pojazdów militarnych. Warto się również zapuścić w leśne ostępy pokrywające stoki Równi i Koziej Góry. Ścieżki służą spacerom i przejażdżkom rowerowym. Pomiędzy Błoniami a Cygańskim Lasem, na stoku Koziej Góry zachowały się resztki naturalnego toru saneczkowego – przed stu laty najdłuższego w Europie: 2200 m, 30 wiraży. W lesie ukryty jest też Park Linowy „Granda”. Trasy z ponad 20 przeszkodami rozwieszone są na wysokości od 5 do 9 metrów. Dzieci mogą skorzystać ze zjazdu tzw. tyrolką, w uprzęży, na niewielkiej wysokości. Wielbiciele zapachu spalin i ryku silników mogą pojeździć samochodami terenowymi lub quadami. Z roku na rok coraz bogatsza jest tutejsza oferta hotelowo-gastronomiczna. Przy Błoniach przyjmują gości m.in. hotele: „Klimczok”, „Probus” „Na Błoniach” czy camping „Ondraszek”. Błonia są doskonałym punktem startowym dla wycieczek na Kozią Górą, Szyndzielnię i Klimczok. Wielbiciele historii powinni odszukać tzw. stół ołtarzowy Jana, czyli miejsce, w którym podczas XVII-wiecznych prześladowań spotykali się bielscy ewangelicy, oraz pomnik leśniczego Andrzeja Schuberta, z 1900 roku.
Północne podnóża Beskidu Śląskiego, opadające w dolinę Białej, już w XIX wieku stały się miejscem rekreacji mieszczan z Bielska i Białej. W tereny te, należące długo do Mikuszowic Śląskich, prowadziła ul. Blichowa - dzisiejsza wielopasmowa ul. Partyzantów. Z czasem na Błoniach i w sąsiednim Cygańskim Lesie wyrosły urządzenia sportowe i rekreacyjne - letnie i zimowe. Na kilkuhektarowej polanie wytyczono sieć alejek spacerowych z ławkami. Z myślą o najmłodszych otwarto bogaty w piaskownice, huśtawki i zjeżdżalnie, duży plac zabaw. Aktywnemu spędzaniu czasu służą boiska sportowe, skate-park, miasteczko rowerowe czy rozbudowane pole do minigolfa. Kiedyś stał tutaj amfiteatr, ale i obecnie, w tak zwanym sezonie, odbywają się na Błoniach koncerty, festyny czy pokazy pojazdów militarnych. Warto się również zapuścić w leśne ostępy pokrywające stoki Równi i Koziej Góry. Ścieżki służą spacerom i przejażdżkom rowerowym. Pomiędzy Błoniami a Cygańskim Lasem, na stoku Koziej Góry zachowały się resztki naturalnego toru saneczkowego – przed stu laty najdłuższego w Europie: 2200 m, 30 wiraży. W lesie ukryty jest też Park Linowy „Granda”. Trasy z ponad 20 przeszkodami rozwieszone są na wysokości od 5 do 9 metrów. Dzieci mogą skorzystać ze zjazdu tzw. tyrolką, w uprzęży, na niewielkiej wysokości. Wielbiciele zapachu spalin i ryku silników mogą pojeździć samochodami terenowymi lub quadami. Z roku na rok coraz bogatsza jest tutejsza oferta hotelowo-gastronomiczna. Przy Błoniach przyjmują gości m.in. hotele: „Klimczok”, „Probus” „Na Błoniach” czy camping „Ondraszek”. Błonia są doskonałym punktem startowym dla wycieczek na Kozią Górą, Szyndzielnię i Klimczok. Wielbiciele historii powinni odszukać tzw. stół ołtarzowy Jana, czyli miejsce, w którym podczas XVII-wiecznych prześladowań spotykali się bielscy ewangelicy, oraz pomnik leśniczego Andrzeja Schuberta, z 1900 roku.
Początki wsi datuje się na przełom XIII i XIV w. W XV w. osiadło tu kilka rodzin z Moraw. Samodzielną parafię utworzono w roku 1472. W pierwszej połowie XVI w. zbudowany został w Rychwałdzie drewniany kościół, który obecnie stoi w niedalekich Gilowicach. Obiekt ten ufundowany został przez Krzysztofa Komorowskiego, właściciela państwa żywieckiego, konsekrowany zaś przez biskupa krakowskiego Erazma Ciołka. W czasach, gdy w Rychwałdzie stała owa drewniana budowla, w 1644 r. Katarzyna z Komorowskich Grudzińska, ówczesna właścicielka tych ziem, podarowała parafii obraz Matki Bożej pochodzący ze Środy Wielkopolskiej. Obraz zyskał wkrótce sławę cudownego, a kult maryjny szerzył się bardzo szybko. Piotr Samuel Grudziński, maż Katarzyny, wdzięczny Matce Bożej za uzdrowienie, ufundował w 1659 r. w kościele ołtarz pod cudowny wizerunek. Już wtedy obraz Matki Bożej Rychwałdzkiej oficjalnie uznany został przez władze kościelne za słynący łaskami. Rzesze przybywających do Rychwałdu pielgrzymów sprawiły, że w połowie XVIII w. wybudowano nową świątynię. Kamień węgielny poświęcono już w roku 1732, jednak prace ruszyły dopiero 10 lat później (z powodu śmierci dziedzica państwa ślemieńskiego, Franciszka Wielopolskiego, inicjatora budowy). W dużym stopniu finansowane były przez Hieronima Wielkopolskiego, ówczesnego właściciela tych ziem. Konsekrowany w 1756 r. barokowy kościół pw. św. Mikołaja pomieścił w sobie okazały ołtarz główny, w którym ulokowano obraz Matki Bożej Rychwałdzkiej. Rok później starą, drewnianą świątynię przeniesiono do Gilowic. Kościół św. Mikołaja w Rychwałdzie, zwracający uwagę swoimi masywnymi wieżami, stanowi trzynawową budowlę z półkoliście zakończonym prezbiterium. W pełnym przepychu wnętrzu wzrok przykuwa przede wszystkim ołtarz główny w stylu rejencji, stanowiącym formę przejściową między barokowym a rokokowym. Ołtarz jest dziełem Szymona Gogolczyka z Frydka. Sam obraz Matki Bożej namalowany został na lipowej desce. Dzieło to, pochodzące najprawdopodobniej z XV wieku, wykonane zostało według reguł końcowego okresu sztuki bizantyjskiej. Pełna majestatu Najświętsza Maria Panna, trzymająca w lewym ręku Dzieciątko, zwrócona jest do widza twarzą o łagodnym i pełnym miłosierdzia spojrzeniu. Obraz był dwukrotnie koronowany, w tym koronami papieskimi przez prymasa Stefana Wyszyńskiego w 1965 r. oraz przez biskupa krakowskiego Karola Wojtyłę. Obecnie opiekę nad sanktuarium sprawują franciszkanie. W pobliżu kościoła stoi drewniana kaplica Serca Pana Jezusa
Rudzica jest wioską położoną na Pogórzu Cieszyńskim, pomiędzy Skoczowem a Bielskiem-Białą. Domy rozsiadły się tutaj na niewysokich pagórkach, a krajobraz urozmaicają lasy, doliny potoków i stawy. Jednym z najciekawszych miejsc w Rudzicy jest Dolina Świętego Wendelina, z kaplicą poświęconą temu nieco egzotycznemu świętemu, oraz źródełkiem, z którego wypływa woda o cudownych, ponoć, właściwościach. Aby trafić do doliny, należy jadąc z Rudzicy do Strumienia skorzystać z informacji na drogowskazie i skręcić w prawo, a następnie zatrzymać się na niewielkim parkingu. Dalej czeka nas miły, śródleśny spacer do kaplicy i źródełka. Według przekazywanej w Rudzicy z dziada pradziada historii, za czasów cesarskiej Austrii wzięto jednego z tutejszych chłopaków do wojska. Stacjonował w górach, w Tyrolu. Od tamtejszych mieszkańców otrzymał obraz św. Wendelina. Żołnierz był pobożny, więc przywiózł go w rodzinne strony. Tutaj, w zalesionej ciemnej dolince zwanej Piekłem, powiesił obraz na wierzbie. Po pewnym czasie dolina z „Piekła” przemieniła się w Dolinę Świętego Wendelina. Jej rozsławieniu dopomógł fakt, że znajdowało się tu także źródło krystalicznej wody. Bardzo wcześnie okoliczna ludność uznała ją za cudowną. Szczególnie miała pomagać w chorobach oczu, a także gardła. Wnet wieść o cudownych właściwościach źródełka w Rudzicy rozeszła się szeroko po sąsiedztwie. Zaczęła przyciągać coraz więcej wiernych. Przybywali nawet z najdalszych zakątków Polski, a także sąsiednich Czech. Widząc to, miejscowi kapłani otoczyli źródełko i drzewo płotkiem. W roku zaś 1876 zainicjowali wybudowanie kapliczki, do której wstawiono wizerunek św. Wendelina. Obraz, który można teraz oglądać, jest wierną kopią obrazu z bazyliki Świętego Wendelina w Sankt Wendel. To centrum kultu tego świętego. Żył on ponoć w VI wieku i był synem jednego z królów na Wyspach Brytyjskich. Zrezygnował jednak z bogactwa i jako żebrak wywędrował na kontynent. Zajmował się pasaniem świń. Wreszcie osiadł w górskiej pustelni, a później został zakonnikiem. W aurze świętości pochowano go w Sankt Wendel w zachodnich Niemczech. Św. Wendelin wspomaga pasterzy i chroni przed epidemią. Ale dba także o podróżników. 25 kwietnia, co roku, przy kapliczce w Rudzicy modlą się okoliczni mieszkańcy o urodzaje. Na św. Huberta przybywają też tutaj myśliwi.
Pierwsi Żydzi na terenie dzisiejszych Katowic pojawili się na przełomie XVII i XVIII wieku. Wspomina się wówczas m.in. o żydowskim karczmarzu z Bogucic. W 1825 roku w Katowicach osiedlił się Żyd–hurtownik żelaza. W następnych latach liczba starozakonnych mieszkańców wioski wzrosła do kilkunastu osób, należących do gminy żydowskiej w Mysłowicach. W 1865 roku, kiedy Katowice uzyskały prawa miejskie, tutejsi wyznawcy judaizmu dysponowali już własną synagogą oraz samodzielną gminą wyznaniową. W rozwijającym się dynamicznie mieście Żydzi uzyskali wysoką rangę społeczną i majątkową. W okresie międzywojennym w Katowicach mieszkało kilka tysięcy osób pochodzenia żydowskiego. Podczas przynależności katowickich wyznawców judaizmu do gminy w Mysłowicach, tam chowali oni swych zmarłych. Własny kirkut – leżący obecnie przy ul. Kozielskiej - założyli dopiero w 1868 roku, na polu zakupionym od Józefa Ludnofskiego. W tym samym roku wzniesiono dom przedpogrzebowy. Pierwszy pochówek odbył się rok później. Po dokupieniu gruntu w kolejnych latach cmentarz osiągnął dzisiejszą wielkość – 1,1 ha. Ciekawostką jest fakt, że już w 1870 roku alejki cmentarne zostały wyasfaltowane przez pioniera tej technologii – Ludwika Katza. Aktualnie cmentarz jest otoczony murem. Zachowało się na nim blisko 1500 nagrobków – od prostych do bardzo okazałych. Te ostatnie postawili katowiccy przedsiębiorcy: Gruenfeldowie (właściciele cegielni, architekci), Goldsteinowie (handel drewnem), Glaserowie (właściciele młyna) i inni. Znajdziemy tutaj piękne przykłady żydowskiej sztuki sepulkralnej. Na terenie cmentarza znajduje się pomnik ofiar Holocaustu. W budynkach cmentarnych planuje się organizację ekspozycji multimedialnej, poświęconej historii i kulturze miejscowych Żydów.
Pierwsi Żydzi na terenie dzisiejszych Katowic pojawili się na przełomie XVII i XVIII wieku. Wspomina się wówczas m.in. o żydowskim karczmarzu z Bogucic. W 1825 roku w Katowicach osiedlił się Żyd–hurtownik żelaza. W następnych latach liczba starozakonnych mieszkańców wioski wzrosła do kilkunastu osób, należących do gminy żydowskiej w Mysłowicach. W 1865 roku, kiedy Katowice uzyskały prawa miejskie, tutejsi wyznawcy judaizmu dysponowali już własną synagogą oraz samodzielną gminą wyznaniową. W rozwijającym się dynamicznie mieście Żydzi uzyskali wysoką rangę społeczną i majątkową. W okresie międzywojennym w Katowicach mieszkało kilka tysięcy osób pochodzenia żydowskiego. Podczas przynależności katowickich wyznawców judaizmu do gminy w Mysłowicach, tam chowali oni swych zmarłych. Własny kirkut – leżący obecnie przy ul. Kozielskiej - założyli dopiero w 1868 roku, na polu zakupionym od Józefa Ludnofskiego. W tym samym roku wzniesiono dom przedpogrzebowy. Pierwszy pochówek odbył się rok później. Po dokupieniu gruntu w kolejnych latach cmentarz osiągnął dzisiejszą wielkość – 1,1 ha. Ciekawostką jest fakt, że już w 1870 roku alejki cmentarne zostały wyasfaltowane przez pioniera tej technologii – Ludwika Katza. Aktualnie cmentarz jest otoczony murem. Zachowało się na nim blisko 1500 nagrobków – od prostych do bardzo okazałych. Te ostatnie postawili katowiccy przedsiębiorcy: Gruenfeldowie (właściciele cegielni, architekci), Goldsteinowie (handel drewnem), Glaserowie (właściciele młyna) i inni. Znajdziemy tutaj piękne przykłady żydowskiej sztuki sepulkralnej. Na terenie cmentarza znajduje się pomnik ofiar Holocaustu. W budynkach cmentarnych planuje się organizację ekspozycji multimedialnej, poświęconej historii i kulturze miejscowych Żydów.
Pierwsi Żydzi na terenie dzisiejszych Katowic pojawili się na przełomie XVII i XVIII wieku. Wspomina się wówczas m.in. o żydowskim karczmarzu z Bogucic. W 1825 roku w Katowicach osiedlił się Żyd–hurtownik żelaza. W następnych latach liczba starozakonnych mieszkańców wioski wzrosła do kilkunastu osób, należących do gminy żydowskiej w Mysłowicach. W 1865 roku, kiedy Katowice uzyskały prawa miejskie, tutejsi wyznawcy judaizmu dysponowali już własną synagogą oraz samodzielną gminą wyznaniową. W rozwijającym się dynamicznie mieście Żydzi uzyskali wysoką rangę społeczną i majątkową. W okresie międzywojennym w Katowicach mieszkało kilka tysięcy osób pochodzenia żydowskiego. Podczas przynależności katowickich wyznawców judaizmu do gminy w Mysłowicach, tam chowali oni swych zmarłych. Własny kirkut – leżący obecnie przy ul. Kozielskiej - założyli dopiero w 1868 roku, na polu zakupionym od Józefa Ludnofskiego. W tym samym roku wzniesiono dom przedpogrzebowy. Pierwszy pochówek odbył się rok później. Po dokupieniu gruntu w kolejnych latach cmentarz osiągnął dzisiejszą wielkość – 1,1 ha. Ciekawostką jest fakt, że już w 1870 roku alejki cmentarne zostały wyasfaltowane przez pioniera tej technologii – Ludwika Katza. Aktualnie cmentarz jest otoczony murem. Zachowało się na nim blisko 1500 nagrobków – od prostych do bardzo okazałych. Te ostatnie postawili katowiccy przedsiębiorcy: Gruenfeldowie (właściciele cegielni, architekci), Goldsteinowie (handel drewnem), Glaserowie (właściciele młyna) i inni. Znajdziemy tutaj piękne przykłady żydowskiej sztuki sepulkralnej. Na terenie cmentarza znajduje się pomnik ofiar Holocaustu. W budynkach cmentarnych planuje się organizację ekspozycji multimedialnej, poświęconej historii i kulturze miejscowych Żydów.
Pierwsi Żydzi na terenie dzisiejszych Katowic pojawili się na przełomie XVII i XVIII wieku. Wspomina się wówczas m.in. o żydowskim karczmarzu z Bogucic. W 1825 roku w Katowicach osiedlił się Żyd–hurtownik żelaza. W następnych latach liczba starozakonnych mieszkańców wioski wzrosła do kilkunastu osób, należących do gminy żydowskiej w Mysłowicach. W 1865 roku, kiedy Katowice uzyskały prawa miejskie, tutejsi wyznawcy judaizmu dysponowali już własną synagogą oraz samodzielną gminą wyznaniową. W rozwijającym się dynamicznie mieście Żydzi uzyskali wysoką rangę społeczną i majątkową. W okresie międzywojennym w Katowicach mieszkało kilka tysięcy osób pochodzenia żydowskiego. Podczas przynależności katowickich wyznawców judaizmu do gminy w Mysłowicach, tam chowali oni swych zmarłych. Własny kirkut – leżący obecnie przy ul. Kozielskiej - założyli dopiero w 1868 roku, na polu zakupionym od Józefa Ludnofskiego. W tym samym roku wzniesiono dom przedpogrzebowy. Pierwszy pochówek odbył się rok później. Po dokupieniu gruntu w kolejnych latach cmentarz osiągnął dzisiejszą wielkość – 1,1 ha. Ciekawostką jest fakt, że już w 1870 roku alejki cmentarne zostały wyasfaltowane przez pioniera tej technologii – Ludwika Katza. Aktualnie cmentarz jest otoczony murem. Zachowało się na nim blisko 1500 nagrobków – od prostych do bardzo okazałych. Te ostatnie postawili katowiccy przedsiębiorcy: Gruenfeldowie (właściciele cegielni, architekci), Goldsteinowie (handel drewnem), Glaserowie (właściciele młyna) i inni. Znajdziemy tutaj piękne przykłady żydowskiej sztuki sepulkralnej. Na terenie cmentarza znajduje się pomnik ofiar Holocaustu. W budynkach cmentarnych planuje się organizację ekspozycji multimedialnej, poświęconej historii i kulturze miejscowych Żydów.
Rudzica jest wioską położoną na Pogórzu Cieszyńskim, pomiędzy Skoczowem a Bielskiem-Białą. Domy rozsiadły się tutaj na niewysokich pagórkach, a krajobraz urozmaicają lasy, doliny potoków i stawy. Jednym z najciekawszych miejsc w Rudzicy jest Dolina Świętego Wendelina, z kaplicą poświęconą temu nieco egzotycznemu świętemu, oraz źródełkiem, z którego wypływa woda o cudownych, ponoć, właściwościach. Aby trafić do doliny, należy jadąc z Rudzicy do Strumienia skorzystać z informacji na drogowskazie i skręcić w prawo, a następnie zatrzymać się na niewielkim parkingu. Dalej czeka nas miły, śródleśny spacer do kaplicy i źródełka. Według przekazywanej w Rudzicy z dziada pradziada historii, za czasów cesarskiej Austrii wzięto jednego z tutejszych chłopaków do wojska. Stacjonował w górach, w Tyrolu. Od tamtejszych mieszkańców otrzymał obraz św. Wendelina. Żołnierz był pobożny, więc przywiózł go w rodzinne strony. Tutaj, w zalesionej ciemnej dolince zwanej Piekłem, powiesił obraz na wierzbie. Po pewnym czasie dolina z „Piekła” przemieniła się w Dolinę Świętego Wendelina. Jej rozsławieniu dopomógł fakt, że znajdowało się tu także źródło krystalicznej wody. Bardzo wcześnie okoliczna ludność uznała ją za cudowną. Szczególnie miała pomagać w chorobach oczu, a także gardła. Wnet wieść o cudownych właściwościach źródełka w Rudzicy rozeszła się szeroko po sąsiedztwie. Zaczęła przyciągać coraz więcej wiernych. Przybywali nawet z najdalszych zakątków Polski, a także sąsiednich Czech. Widząc to, miejscowi kapłani otoczyli źródełko i drzewo płotkiem. W roku zaś 1876 zainicjowali wybudowanie kapliczki, do której wstawiono wizerunek św. Wendelina. Obraz, który można teraz oglądać, jest wierną kopią obrazu z bazyliki Świętego Wendelina w Sankt Wendel. To centrum kultu tego świętego. Żył on ponoć w VI wieku i był synem jednego z królów na Wyspach Brytyjskich. Zrezygnował jednak z bogactwa i jako żebrak wywędrował na kontynent. Zajmował się pasaniem świń. Wreszcie osiadł w górskiej pustelni, a później został zakonnikiem. W aurze świętości pochowano go w Sankt Wendel w zachodnich Niemczech. Św. Wendelin wspomaga pasterzy i chroni przed epidemią. Ale dba także o podróżników. 25 kwietnia, co roku, przy kapliczce w Rudzicy modlą się okoliczni mieszkańcy o urodzaje. Na św. Huberta przybywają też tutaj myśliwi.
Rudzica jest wioską położoną na Pogórzu Cieszyńskim, pomiędzy Skoczowem a Bielskiem-Białą. Domy rozsiadły się tutaj na niewysokich pagórkach, a krajobraz urozmaicają lasy, doliny potoków i stawy. Jednym z najciekawszych miejsc w Rudzicy jest Dolina Świętego Wendelina, z kaplicą poświęconą temu nieco egzotycznemu świętemu, oraz źródełkiem, z którego wypływa woda o cudownych, ponoć, właściwościach. Aby trafić do doliny, należy jadąc z Rudzicy do Strumienia skorzystać z informacji na drogowskazie i skręcić w prawo, a następnie zatrzymać się na niewielkim parkingu. Dalej czeka nas miły, śródleśny spacer do kaplicy i źródełka. Według przekazywanej w Rudzicy z dziada pradziada historii, za czasów cesarskiej Austrii wzięto jednego z tutejszych chłopaków do wojska. Stacjonował w górach, w Tyrolu. Od tamtejszych mieszkańców otrzymał obraz św. Wendelina. Żołnierz był pobożny, więc przywiózł go w rodzinne strony. Tutaj, w zalesionej ciemnej dolince zwanej Piekłem, powiesił obraz na wierzbie. Po pewnym czasie dolina z „Piekła” przemieniła się w Dolinę Świętego Wendelina. Jej rozsławieniu dopomógł fakt, że znajdowało się tu także źródło krystalicznej wody. Bardzo wcześnie okoliczna ludność uznała ją za cudowną. Szczególnie miała pomagać w chorobach oczu, a także gardła. Wnet wieść o cudownych właściwościach źródełka w Rudzicy rozeszła się szeroko po sąsiedztwie. Zaczęła przyciągać coraz więcej wiernych. Przybywali nawet z najdalszych zakątków Polski, a także sąsiednich Czech. Widząc to, miejscowi kapłani otoczyli źródełko i drzewo płotkiem. W roku zaś 1876 zainicjowali wybudowanie kapliczki, do której wstawiono wizerunek św. Wendelina. Obraz, który można teraz oglądać, jest wierną kopią obrazu z bazyliki Świętego Wendelina w Sankt Wendel. To centrum kultu tego świętego. Żył on ponoć w VI wieku i był synem jednego z królów na Wyspach Brytyjskich. Zrezygnował jednak z bogactwa i jako żebrak wywędrował na kontynent. Zajmował się pasaniem świń. Wreszcie osiadł w górskiej pustelni, a później został zakonnikiem. W aurze świętości pochowano go w Sankt Wendel w zachodnich Niemczech. Św. Wendelin wspomaga pasterzy i chroni przed epidemią. Ale dba także o podróżników. 25 kwietnia, co roku, przy kapliczce w Rudzicy modlą się okoliczni mieszkańcy o urodzaje. Na św. Huberta przybywają też tutaj myśliwi.
Rudzica jest wioską położoną na Pogórzu Cieszyńskim, pomiędzy Skoczowem a Bielskiem-Białą. Domy rozsiadły się tutaj na niewysokich pagórkach, a krajobraz urozmaicają lasy, doliny potoków i stawy. Jednym z najciekawszych miejsc w Rudzicy jest Dolina Świętego Wendelina, z kaplicą poświęconą temu nieco egzotycznemu świętemu, oraz źródełkiem, z którego wypływa woda o cudownych, ponoć, właściwościach. Aby trafić do doliny, należy jadąc z Rudzicy do Strumienia skorzystać z informacji na drogowskazie i skręcić w prawo, a następnie zatrzymać się na niewielkim parkingu. Dalej czeka nas miły, śródleśny spacer do kaplicy i źródełka. Według przekazywanej w Rudzicy z dziada pradziada historii, za czasów cesarskiej Austrii wzięto jednego z tutejszych chłopaków do wojska. Stacjonował w górach, w Tyrolu. Od tamtejszych mieszkańców otrzymał obraz św. Wendelina. Żołnierz był pobożny, więc przywiózł go w rodzinne strony. Tutaj, w zalesionej ciemnej dolince zwanej Piekłem, powiesił obraz na wierzbie. Po pewnym czasie dolina z „Piekła” przemieniła się w Dolinę Świętego Wendelina. Jej rozsławieniu dopomógł fakt, że znajdowało się tu także źródło krystalicznej wody. Bardzo wcześnie okoliczna ludność uznała ją za cudowną. Szczególnie miała pomagać w chorobach oczu, a także gardła. Wnet wieść o cudownych właściwościach źródełka w Rudzicy rozeszła się szeroko po sąsiedztwie. Zaczęła przyciągać coraz więcej wiernych. Przybywali nawet z najdalszych zakątków Polski, a także sąsiednich Czech. Widząc to, miejscowi kapłani otoczyli źródełko i drzewo płotkiem. W roku zaś 1876 zainicjowali wybudowanie kapliczki, do której wstawiono wizerunek św. Wendelina. Obraz, który można teraz oglądać, jest wierną kopią obrazu z bazyliki Świętego Wendelina w Sankt Wendel. To centrum kultu tego świętego. Żył on ponoć w VI wieku i był synem jednego z królów na Wyspach Brytyjskich. Zrezygnował jednak z bogactwa i jako żebrak wywędrował na kontynent. Zajmował się pasaniem świń. Wreszcie osiadł w górskiej pustelni, a później został zakonnikiem. W aurze świętości pochowano go w Sankt Wendel w zachodnich Niemczech. Św. Wendelin wspomaga pasterzy i chroni przed epidemią. Ale dba także o podróżników. 25 kwietnia, co roku, przy kapliczce w Rudzicy modlą się okoliczni mieszkańcy o urodzaje. Na św. Huberta przybywają też tutaj myśliwi.